Przejdź do głównej zawartości

Ústí nad Labem

 Po dłuższej przerwie powracam do blogosfery i mam nadzieję, że w najbliższym czasie nadrobię zaległości.
 Przez jeden semestr byłem w ramach programu Erasmus w interesującym mieście o spolszczonej nazwie Ujście nad Łabą, lecz zdecydowanie wolę czeską nazwę Ústí nad Labem. Miasto to wybrałem, ponieważ znajduje się relatywnie blisko mojego domu, a jest położone między Drezdnem, a Pragą. Po kilku miesiącach spędzonych w tym mieście, ani trochę nie żałuję swej decyzji. Jeśli ktokolwiek ma możliwości takowego wyjazdu, powinien wykorzystać nadarzającą się okazję, ponieważ taka forma studiów, czy też praktyk wzbogaca pod względem językowym, gdyż język obcy otacza nas z każdej strony. Jako bohemista mogłem szlifować swoją czeszczyznę, ale również język angielski, a jeśli ktoś jest, bądź stara się być otwarty na studentów z różnych zakątków Europy czy też świata, może nauczyć się chociażby podstaw innych języków. Dla mnie największym wyzwaniem był język turecki czy hiszpański. Jest to też najlepszy sposób by nie mieć bezsensownej bariery językowej, gdyż po prostu stale musimy używać innego języka. Ale to także możliwość, aby poznać inne kultury, mentalność, kuchnie oraz zobaczeniu innych miejsc. Teraz śmiało mogę powiedzieć, że był to mój jeden z najlepszych okresów w moim życiu. Pamiętam, jak wyjeżdżając powiedziałem "I came here alone, but now I'm leaving with a new family" i to jest najtrafniejsze podsumowanie tego okresu.

 Mariánská skála
 Jezero Milada
Panorama Usti


 Niestety to miasto nie szczędziła historia, ponieważ w 1938 tę część Czech zajęli Niemcy, potem w 1945 zostało zbombardowane przez Amerykanów, a zaraz po wojnie było tak samo jak Polska w Układzie Warszawskim, dlatego nie mogło liczyć na rychły rozwój, jednak mimo wszystko miejsce to prezentuje się bardzo okazale ze wspaniałą przyrodą wokół. 
Na pewno jeszcze niejednokrotnie tu wrócę.

Komentarze

  1. Jezioro Milada i pierwsza panorama, kocham! :D Strasznie milo się czytało, miałam wrażenie, że czuję choć cząstkę tej palety niezwykłości, jakiej tam doświadczyłeś. Jak kiedyś Cię wena najdzie... to więcej! Zdecydowanie chce się więcej ;).
    A z tradycyjnego czepian... konstruktywnego komentarza :D, to chyba zostawiłabym mniej dołu przy ostatniej panoramie; dla mnie zbyt dużo nie wnosi, niby drzewka mogłyby być ramą, ale subiektywnie odczuwam, że bardziej przeszkadzają w odbiorze gry świateł i cieni powyżej.
    Ach, aż poczułam się zainspirowana... Wypadałoby skrobnąć coś o moim Erasmusie, czyli Wro :P.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tęposternie

 W niedziele dzwoni do mnie kolega z zapytaniem, czy nie chciałbym się wybrać na wydrzyki tęposterne, sam z lekkim niedowierzaniem odpowiadam, czy sobie żartuje. Okazało się, że nie żartował. Także dogadaliśmy szczegóły, co do planu na kolejny dzień i się rozłączyliśmy. Cały wieczór myślałem, czy dopisze szczęście i będą dalej czekały, a może już sobie odleciały? Następnego dnia wyruszyliśmy w trasę, nie ma tragedii, bo to tylko dwie godziny od nas, a na nasze szczęście korków nie było. Po dotarciu na miejsce rozglądamy się i ich szukamy, no i pusto... dobrze trzeba wypatrywać dalej, więc idziemy raz w jedną stronę zbiornika, potem zaś w drugą i dalej nic nie widzimy. Zażartowałem, że zapewne on jest gdzieś 10m od nas, a my go nie widzimy, bo nabrzeże jest kamieniste, dodatkowo miejscami porośnięte roślinnością, także dostrzeżenie wydrzyków to nie lada wyzwanie. Na wale spotkaliśmy fotografa z żoną i pytamy lekko zrezygnowani, czy oni również przyjechali na wydrzyki, zapytany z...

Baltic

 Niejednokrotnie mój kolega ze Szkocji coś zimnego określał przymiotnikiem "baltic". "Baltic" to w szkockiej angielszczyźnie ekwiwalent "cold". Trudno się nie zgodzić, że nasze jakże piękne morze do ciepłych nie należy, jednak to nie oznacza, że nie jest omijanie przez turystów. O nie! wręcz przeciwnie, jest ich cała masa (a to już o czymś świadczy, nieprawdaż?).Również coroczny rytuał wakacyjnej kąpieli w nim musi zostać wykonany. W tym roku mój wyjazd przypadł na lipiec i to na tydzień, gdzie w znacznej mierze przeważały chmury i przelotne opady, chociaż jeden dzień trafił się naprawdę ciepły i słoneczny. To niestety pod względem awifauny nie był tak udany, jak zeszłoroczny wyjazd. Migracje nie były jeszcze na dobre rozpoczęte, a z siewiek jedynie to usłyszałem przelatujące alpinki. Może we wrześniu się bardziej poszczęści? Zobaczymy.  Młody kopciuszek  Łabędź niemy odmiana tzw. polska  Młoda mewa siodłata  Dorosła mewa srebrzysta...